2013/07/12

Piąteczek.

Farba ci w łeb!
Dzień dobry.
Mamy piątek.
Wielce wyczekiwany dzień tygodnia, pozwolę sobie dodać. Piątek jest tym dniem, który tak wielu ludzi napędza do życia i działania. To trochę głupie, nie ukrywam. Ale hej, kim jestem, żeby oceniać? Sam nie jestem jakoś szczególnie lepszy.

Efekty kładzenia tonera widać na samojebce po lewej. Jestem bardzo zadowolony ze swoich kłaków - co również widać na samojebce obok - i dostałem wiele miłych słów na ich temat. Cool.


Kraj jara się ludobójstwem, lub, wedle woli, "czystką etniczną o znamionach ludobójstwa". Zaraz obok jarających się wspomnianym Wołyniem są ludzie rozpaleni zakazem rytualnego uboju zwierząt. Gonią ich niepokonani ludzie mówiący, że media zajmują się gównem, a powinny krzyczeć o podwyżkach cen paliwa. Dużo frustracji dookoła.
SUDDENLY, DUCKS

A ja tak sobie siedzę pomiędzy tym ogniem, siorbię po cichu piwo, słucham Much (zespołu, nie owadów), stukam niespiesznie w klawiaturę, myślę o pracy jutro i jakoś tak... Nie wiem, jak mam się do tego wszystkiego ustosunkować. Ostatnimi czasy nie dość, że średnio nadążam za Istotnymi Wydarzeniami Związanymi Z Krajem, to w sumie orientuje się, że gówno mnie obchodzą. 

Dlaczego?

Bo już i tak mam mnóstwo swoich stresów, po co mam przyjmować na siebie jeszcze, nie wiem, posłem Gowinem w społecznym zwarciu z posłem Tuskiem? Jak chcę popatrzeć na zwarcia to odpalę na przykład Left4Dead 2. Tam przynajmniej mam realny wpływ na wynik.

Oderwijmy się. Przeczytajmy książkę. Wszyscy. Może być jedną. Nieważne. Niedawno zacząłem czytać zbiór opowiadań Zachowuj się jak Porządny Trup. A od Crusi dostałem książkę pani Joanny Łańcuckiej Stara Słaboniowa i Spiekładuchy. W stu procentach urzekła mnie tytułem, hihi. Książki na wypoczynek przy wodzie. Skoro okazało się, że na kąpielisko mam około dziesięciu minut piechotą to jest szansa, że będzie mi to jakoś szło.

Przeczytałem The Pixar Theory
Jestem typem człowieka, którego nieziemsko irytują wszelakie teorie spiskowe dotyczące rządu, Smoleńskopochodnych, miejsc pracy, zielonych świateł i ilości ząbków na herbatnikach.
Za to teorie rozwijane z gier, książek, filmów czy animacji to coś naprawdę fajnego, jak zrobione chociaż ciekawie, bo to akurat świadczy o wartości dzieła z którym mamy do czynienia. I nie, nie chodzi mi o dokładne "co autor miał na myśli", ale o to, co na przykład zrobił Jon Negroni w zlinkowanym wyżej tekście, czy to, co fani robili z zakończeniem Mass Effect 3. Albo to, co ja próbowałem robić z książkami Jonathana Carrolla w gimnazjum. Polecam lekturę The Pixar Theory, bo nie jest to jakoś megadługi artykuł, a ma fajne pomysły i ciągle się rozwija.

A, właśnie, WIDZIELIŚCIE TRAILER DO HOW TO TRAIN YOUR DRAGON 2


Bo Tumblr widział. I facebook widział. I Plurk widział. Ogólnie, niech to szlag, HICCUP, JAKIŚ TY MĘSKI. Oczekuję 2014 roku.

To tyle na piąteczek. Trzymajcie się, idę podjąć śmiałą próbę snu.

Macie miłą nutę.

Do przeczytania!

2013/07/11

Letnie wyprzedany.

Ofiara tragicznej nieuwagi.
Siedzę oczekując aż toner Midnight Blue dojdzie do porozumienia z moimi nieco rozjaśnionymi włosami. Raz, że naszło mnie na kolejną zmianę koloru na łbie, dwa, że wczoraj nic nie pisałem, co zgodnie z bezlitosnymi zasadami Nie ma Lip(c)y! wiąże się z kupnem batonika. 

Pomyślałem zatem, że odrobię robiąc kolejną rzecz, która mnie jara - pobawię się kłakami.

Moja wczorajsza nieobecność wiązała się ze zgoła zajętym dniem. Najpierw praca od rana, później wizyta w domu świeżo przeprowadzonych, późny powrót do domu i w sumie... Tyle. Ale socjal przyjemny i przydatny.




Steam rozpoczął letnie wyprzedaże. Zdążyłem kupić Left4Dead 2, dzielnie walcząc z praktycznie wysypanymi serwerami. Ostatnią promocję przegapiłem i nagle wszyscy zaczęli grać. Dammit, people!

W pracy stabilnie. Trochę ciekawie. Na pewno nie narzekam. Nie śmiałbym. Czasami mam ochotę wziąć popcorn i móc popatrzeć z boku, ale mam za dużo na głowie żeby móc sobie pozwolić na ten luksus.

Najlepsza z narzeczonych wybywa na weekend. Piotr i Paweł, który jest po drugiej stronie ulicy robi dwutygodniowy festiwal piwa. PRZYPADEK? No. Niezły fart, prawdaż?

Szczury codziennie mnie czymś zaskakują. Serce przy nich rośnie. Tego mi potrzeba.

Miałem w głowie dużo więcej rzeczy. Zdecydowanie. Ale za cholerę nie potrafię się skupić, przepraszam. Za dużo hałasu dookoła. Jutro. Jutro zastanie mnie puste mieszkanie i festiwal piwa, hejho, do jutra!

Kącik muzyczny:


Dobra prędkość, dobra nuta. Buziaki.

2013/07/09

Whiskey in the jar.

Whiskey in the Jar, Poznań, Stary Rynek 56.
Wczorajszy brak aktywności wynikał z zawieszonego pasjansa w głowie. Mam taki klasyczny problem - jak idę na poranną zmianę to z niedzieli na poniedziałek nie potrafię spać. Czego bym nie próbował. A jak do tego doszło niewyspanie z nocy sobota/niedziela to wychodzi dzień na autopilocie. Nad ranem obczaiłem pięć odcinków wspomnianego wczoraj Shingeki no Kyojin, po pracy spokojnie obejrzałem resztę. I tyle, doba zeszła.

Poniedziałki nie bywają dniami na produktywność.


Shingeki no Kyojin to seria, która mnie zastanawia. Jednocześnie jest tam trochę powodów dla których nie oglądam już anime, z drugiej strony zaskakująco wciąga.
Po obejrzeniu pierwszych dwóch odcinków niespecjalnie wiedziałem co myśleć o tym wszystkim. Z jednej strony hej, świetna, mocna kreska, dynamiczne ujęcia, zarys na całkiem niezłą fabułę, z drugiej, nie wiem. "HEJ, ZRÓBMY ANIME. Z LUDŹMI. I LUDŹMI. ALE CI LUDZIE BĘDĄ JEBUTNI I BĘDĄ JEDLI LUDZI. CZADZIK? CZADZIK!" - mniej więcej. Idąc dalej w fabułę nie czuję się przekonanym do idei tego, że świat miał się całkiem fajnie aż nagle TYTANI. Tytani, którzy w sumie jarają się tylko jedzeniem ludzi, wszystko inne ignorują. Jeść ich nie muszą, bo sto lat diety wytrzymały. Organów rozrodczych nie widać, to nikt nie wie jak się mnożą. To wszystko jest takie... Z kosmosu. Za to tej serii wybaczę wszystko w zamian za ten przecudowny opening (podany w poprzednim wpisie) oraz za mechanikę poruszania się na Three Dimensional Maneuver Gear, co uważam za tak niemożebnie dobry wynalazek, że głowa mała. Seria jest dobra, jest dynamiczna, jest ciekawa. Mangi nie ruszałem, może kiedyś. Co ciekawe, to pierwszy przypadek jaki spotkałem, gdzie opening ma zupełnie niezależny od serii fandom.
Zamulony brzeg przy św. Rochu

Dzisiejszy dzień cechował zaskakująco miły relaks. Spacer na plażę nad Maltą, trochę kąpieli, megarozpusta w Whiskey in the Jar. Borze tucholski, jakie tam jest wspaniałe jedzenie! I jak wspaniale podane! I jaka dobra muzyka leci! Razem z Najlepszą z Narzeczonych mamy silne postanowienie odwiedzać to miejsce raz w miesiącu. Warto jak nic. Całkiem przyjemny dzień, chociaż trochę krótki. Zapewne jak każdy dobry dzień, hm?

Z ciekawostek, wracając przechodziliśmy przez most św. Rocha, gdzie mieliśmy okazję podziwiać ciągle obecne skutki podniesienia wody. Najbardziej urocza na świecie była kacza rodzina w zestawie Mama Kaczka i Osiem Kaczątek, która to rodzina dzielnie żłobiła trasę w mule, a kaczątka bardzo grzecznie sunęły w rzędzie za matką. Sytuację ciepło też skomentował rowerzysta, który po rzucie okiem rzekł "Ale mułem zajebało". Uczucie w narodzie nie ginie.

Jutro znów do pracy. Głęboki wdech, oby do przodu. Powoli, ale stabilnie. Dzwonił Ajnsztajn. W następną sobotę idziemy do IMAX na Pacific Rim. Nie mogę się doczekać.


Dziś w kąciku muzycznym wyjątkowo wrzucam kawałek, który już raz był na blogu. Dlaczego to robię? Ponieważ Machinae Supremacy pokazało co to klasa i zrobiło klip używając wyłącznie bootlegów z ich koncertów. Enjoy:



Dozo!


2013/07/08

Pause / Break

Shingeki no Kyojin

Wszystkie czynności umysłowe na bieżącą dobę zawieszam przez bak snu, literówki, złośliwe oprogramowanie rzeczywistości, pracę oraz zaliczenie trzynastu odcinków Shingeki no Kyojin. Wracam jutro.

Macie za to opening:


Buziaczki!

2013/07/07

Powolna niedziela.

Hello! Szczury lubią hamaki.
Obudziłem się zmęczony wieczorem poprzednim. Nocą poprzednim. Sobotą, w ogóle.

Zaliczyłem świetny piknik pracowniczy, masa atrakcji, masa żarcia, masa piwa. Bardzo pozytywna inicjatywa. Widzicie, trik jest taki, że ile bym nie psioczył na moją pracę, tak jednego jej nie odmówię - imprezy robią pierwsza klasa. Jeszcze nie spotkałem się z pracą magazynową, gdzie tak by dbano o rozrywkę pracowników.

Inara uwielbia kukurydzę.
Poza tym, hej, mogę się polansić - wygrałem aparat. Całkiem przyzwoity aparat, robiłem nim zdjęcie powyżej i focię obok - chociaż ta druga już jest przejechana Instagramem. Jako typowy szczurzy miłośnik oczywiście napycham kartę pamięci zdjęciami ogonów. I nie żałuję niczego!

Jak już przemogłem niebotycznego kaca, pomogłem ogarnąć obiad i zrobiłem szczurom nowy hamak, bo jeden to mało... Skończyła mi się niedziela. Ale powiem wam, że to naprawdę świetne, mieć taki dzień kompletnego chill-outu. Szkoda, że od jutra znów nurkujemy w całym tym radosnym bagnie zagrywek, sztuczek, kombinacji i innych cudów. Niebo gwiaździste nade mną, Zombi we mnie. Upiorno, upiornie.

Zawsze będę kochał Poznań i zawsze będę go ciepło reklamował, ale i tutaj niestety nie brakuje zjebów. Portal MM Poznań doniósł o morderstwie w centrum miasta. Niby podejrzanych już zatrzymano, ale nie zmienia to faktu, że pozytywna za dnia Półwiejska za sprawą otaczających ją klubów nocą zamienia się w zgoła nieprzyjazne miejsce. Czasami nawet tony kamer nie pomogą.

Przejdźmy do radośniejszych wieści!
Zdjęcie pochodzi z Shappi Workshop 

Aleksandra "Shappi" Tora, naprawdę zacna cosplayerka zdominowała scenę Europejską i zajęła pierwsze miejsce na European Cosplay Gathering w Paryżu.

Głębokie ukłony, gratulacje i w ogóle. Zasłużyła. Od tej pani się uczmy. Chciałbym mieć kiedyś tyle zapału, co ona. Może pewnego dnia, hm?


Stonujmy jeszcze cichą nadzieją, że w Kanadzie wszystko będzie okej po tragedii, jaka ich spotkała. Usterka pociągu przewożącego chemikalia doprowadziła do eksplozji wyczuwalnej na kilka kilometrów.

Tym akcentem kończę na dziś. Podtrzymuję, że świetnie mi się pisze z Lao Che w tle, zatem i Lao Che dziś się dzielę:


Do następnego!

2013/07/06

Zombi.

To dzieło nazwałem "frustracja.png".
Długo szukałem jakiegoś kopa, który by znów mnie popchnął w stronę klepania not na bloga. Dopiero dzisiaj mi się udało na tyle wziąć za siebie, co stało się za sprawą lipcowego modu do życia, który zawisł na facebooku za sprawą Daniela. 

Daniel też miał swoje problemy z wymyślaniem modów, ale w kombinowaniu nie ustaje, a mod na lipiec uważam za wybitnie dobry, toteż staram się dołożyć swoje trzy grosze. To i fakt, że nie stać mnie przed wypłatą na kupowanie karnych treatów za niewykonanie codziennych zadań, hoho. Doszło nawet do tego, że wygrzebałem tablet z czeluści szuflady i powróciłem do robienia mej skromnej miniatury, co widać po lewej. 

Ostatnimi czasy mam dużo problemów z frustracją, stresem, irytacją i gniewem. No, "ostatnimi czasy", trochę to już trwa, nie ukrywajmy. Ale ostatnio zaczęło przenosić się na wszystko dookoła. Chodzę zjeżony, nie potrafię się na niczym skupić, jak nie jestem sam w mieszkaniu, w pracy zacząłem się poddawać w świetle ostatnich wydarzeń, o których lepiej mi nie pisać, bo języki długie. Oddałem w niepamięć wszystkie moje dodatkowe projekty i zszedłem do minimum do którego obliguje mnie umowa. Czasami smutno, jak do człowieka dociera, że dobrze to już było, lepiej nie będzie, teraz trzeba uśmiechać się, pochylać głowy i wykonywać rozkazy. Oraz, jak w starej, dobrej Korei - nie można narzekać! Lepiej nie.

Relaksuję się ostatnimi czasy przy nowej płycie Strachów o wdzięcznym tytule "!TO!". W sumie na krążku są piosenki, które odchylają się bardziej w stronę Pidżamy, ale bynajmniej nie wychodzi to na złe całości.

Co się ostatnio głośnego stało w świecie...
Ach, tak. Wielka Przegrana Pana Terlikowskiego, wydarzenie znane też nieco bardziej banalnie jako decyzja Sądu Najwyższego w sprawie związków homoseksualnych. Wielkie +1 dla USA ode mnie.
Nie to, że nie lubię pana Terlikowskiego, niezły kabaret. Ale przeraża mnie trochę.

Przy okazji - to, co zrobiła senator Wendy Davis. Jeżeli nie wiecie o co chodzi to zapraszam do Google. Specjalnie nie podzielę się wiedzą, niech każdy znajdzie jak najwięcej. Ta pani może definiować heroizm w dzisiejszych czasach.

Pojawił się godny następca księdza Natanka, czyli ksiądz Marek Bałwas. Superbohater w koloratce zbawia syna kolegi od zgubnego wpływu szatana działającego przez Bakugany, jest - jak twierdzi - najpopularniejszym księdzem na naszej klasie, smsuje z opętanymi ludźmi i w ogóle zbawia. Wszystko to czyni z wózka inwalidzkiego, a na swoim facebooku ma wspaniały one-liner "Dziś jest pierwszy dzień z reszty twojego życia. Chyba, że to jest dzień twojej śmierci". Fascynujące.

Nie żeby coś, nie mam nic do religii, ale przypuszczam, że takie skrajne przypadki są równie abstrakcyjne jak ateiści chodzący i wrzeszczący, że Boga nie ma. Każdy niech swoją religię ma, ale wiedzę o świecie niech czerpie z lepszych źródeł niż ze stron, które twierdzą, że Hello Kitty to dzieło szatana i człowieka, który sprzedaje dusze dzieci za to, że uzdrowiono jego dziecko. 

Trup? Śpioch!
Z rzeczy radośniejszych, nasz stan rodzinny poprawił się o dwie szczurzyce, Kaylee i Inarę. Są już z nami oswojone, mają dużą klatkę, przeurocze zestawy zachowań, a sposoby w jaki śpi Kaylee sprawiają, że codziennie boimy się, że zdechła. Dopóki nie zacznie się wiercić to strach patrzeć.

Szczury mają w sobie coś pozytywnego. Może to te genialne ogony, może to bystrzactwo i wyższa kombinatoryka, może to towarzyskość. Nie wiem. Ale naprawdę świetnie jest mieć takiego gryzonia w mieszkaniu. Ożywia atmosferę. Trzeba tylko pamiętać, że szczurzaste to zwierzęta stadne! Dwa to minimum.

Czekam na jakiś normalny urlop. Parę dni złapię w sierpniu, to na pewno. Ale więcej to pewnie październik lub listopad, ech. Ciągle nie widziałem Śląska, ostatni raz w listopadzie. Coraz bardziej brak mi zerwania się na chwilę. Nie musi być długa, ale niech będzie jakakolwiek. Jakiś reset, chwila spokoju, coś. Cokolwiek. Wszystko co robię jest trochę zbyt chaotyczne, trochę zbyt męczące, trochę zbyt nie w kupie, trochę zbyt wszystko. Zamknąć oczy, odpocząć, przestać spać po -naście godzin, podświadomie uciekać od dnia. Tak nie można. Chyba. W sumie, no. Pomocy?

Nuta na dzisiaj, łazi mi po głowie od paru dni:



Do następnego!

2013/04/01

Pisemny detoks oraz pyra za dwanaście tysięcy.

Please stand by!
Cześć.

Dawno się nie odzywałem, ale to dlatego, że... Nie wiem. Dużo się działo w mojej głowie, nadal się dzieje. Nie wiem jak się ustosunkować do wszystkiego, co mnie otacza, mam ze sobą sporo problemów. 

Szanowna firma po raz kolejny zafundowała mi święta w pustym mieszkaniu w Poznaniu. Praca w sobotę, praca dzisiaj. Szlagbyto. Tęsknię za Gliwicami.

Wiecie, chyba potrzebuję urlopu, tak przynajmniej z tydzień. Pojechać do swoich, pójść na piwo, odczepić się od pracy. Na spokojnie, wszystko na spokojnie. 

Recap rzeczy, które się działy od stycznia:

  • Po raz kolejny - i mam nadzieję ostatni w Poznaniu - się przeprowadziliśmy. Wreszcie kawalerka i bez ludzi. O ile cenię sobie współlokatorów, tak na pewnym etapie życia człowiek po prostu musi móc pójść o każdej porze dnia i nocy pójść w samych gaciach do kuchni po herbatę. Taki imperaty, coś. Kawalerka jest spoko, ma wyjebiste, trzymetrowe okna i balkon. Żyć nie umierać.
  • Prawie rzuciłem pracę, ale zostałem powstrzymany przez jednego z przełożonych. Chwała mu za to, czasem dobrze jest mieć po swojej stronie kogoś, kto wie więcej, nawet jeżeli tą wiedzą może się dzielić w bardzo ograniczony sposób. Ogólnie biorąc na klatę kolejną garść obowiązków poprawiłem sobie trochę komfort pracy. To nadal nie jest to, co być powinno, ale hej, póki co działa.
  • Nie było papieża, jest papież. Ten może być całkiem interesujący, życzę mu udanego panowania. Gazety utonęły w fali informacji o tym, że poprzedni był dosyć słaby i ogólnie nie podołał. Moją myślą przewodnią przez ten okres było "ciekawe co by było, jakby ktoś wybudził się z kilkumiesięcznej śpiączki w tym okresie, przeszedł się do sklepu, zobaczył te wszystkie nagłówki o tym, że poprzedni papież był słaby i wkurzał się, bo o martwych mówi się przecież tylko dobrze, a nowego papieża ma się wtedy, jak poprzedni umiera". CÓŻ.
  • Ogólnie życie jakoś jednostajnie się turla i muszę coś z nim zrobić. Bardzo mi czegoś brakuje, nie wiem czego i szukanie jest po prostu męczące.


Z Twilight Sparkle.
Z rzeczy fajniejszych, w Poznaniu pomiędzy 22 a 24 marca odbył się Festiwal Fantastyki Pyrkon 2013. Konwent konwentów Polskich, przyszło dwanaście tysięcy osób (lub też 12 kilonerda) ustanawiając tym samym nowy rekord na terenie kraju. Chylę kapelusza przed całym Klubem Fantastyki Druga Era za sklejenie tego do kupy, chociaż z pewnością łatwo nie mieli. 
Mnie osobiście wejście zajęło bite dwie godziny plus przejście pomiędzy budynkami, ponieważ mej wejściówki nikt nie wprowadził do systemu, a można to było zrobić tylko z drugiej strony terenu targów. Do tego sale prelekcyjne absolutnie nie ogarniały ilości chętnych, a niektórzy uczestnicy byli po prostu chamscy i bezczelni w związku z tym.
Z drugiej jednak strony ilość wydarzeń, stoisk, gier, jakość przelekcji, wszystko to absolutnie rekompensowało niedogodności związane z tłokiem. Działo się tyle rzeczy naraz w tak wielu miejscach naraz, cały generowany szum sprawiał, że człowiek po prostu stojąc i chłonąc był zmęczony. 
I to było absolutnie fantastyczne. Tylu ludzi na jednej przestrzeni, tyle radości, tyle genialnych cosplayów (Najlepsza z Narzeczonych przebrała się z koleżankami za drużynę Sailor Moon. Ona była Sailor Jupiter, moją najulubieńszą z dzieciństwa.), tyle... wszystkiego. Jestem pod ogromnym wrażeniem. To faktycznie była Fantastyczna Przestrzeń i bardzo, bardzo się cieszę, że w końcu udało mi się dotrzeć na ten event. Jeżeli w przyszłym roku uda się ogarnąć lepsze serwery, więcej terminali na karty przy akredytacji i - powiedzmy - jeszcze jeden pawilon, to myślę, że uda się przebić rozmach i zajebistość tegorocznej edycji. Oby do przodu!

Powinienem posprzątać w mieszkaniu. Najlepsza z Narzeczonych wraca jutro z Gdańska. Z drugiej strony nie wiem, czy podołam temu wyzwaniu z moimi aktualnymi zapasami energii, które oscylują gdzieś w pobliżu wartości ujemnych. Chyba czas zapisać się na siłownię, czy coś. Opuszczać norę. Podobno to  "zdrowy wysiłek" i "ludzie, którzy ćwiczą czują się jeszcze lepiej". Well, w odległości 10 minut piechotą mam siłownię, którą dzięki pracy mam za darmo, warto spróbować. Tylko trzeba trampki kupić jakieś.

Wszystko przed nami, prawda?

Przy okazji dzisiejszego dnia - mamy jedno z najbardziej irytujących "świąt" w kalendarzu. Każdy próbuje być TAK ZAJEBIŚCIE DOWCIPNY. Oto mój apel:

Przestańcie. I tak wam się nie uda.

Dziękuję. Jedyne rzeczy na które warto czekać w okolicach pierwszego kwietnia to dowcipy od Google, czyli w tym roku pirackie mapy na Google Maps, Zamknięcie YouTube z dziesięcioletnim wybieraniem najlepszego filmiku na świecie i Google Nose Beta. Sprawdźcie sobie to wszystko, bo udane.

Zacząłem mieć mocną zajawkę na serię Kingdom Hearts. Dawno temu przeszedłem część Chain of Memories, niedawno mnie naszło na zrobienie na NDS Kingdom Hearts: 358/2 Days, teraz tłukę Kingdom Hearts Re:Coded. Będzie trzeba przytargać PS2 z Gliwic, skołować pada i grać w jedynkę i dwójkę. Ja wiem, że nie gram chronologicznie, przykro mi. Żal tylko, że nie będę miał jak zagrać w części wypuszczone na PSP i 3DS. Ale cóż, grać w to, co jest. 

Oddałem też mojego lapka do ubezpieczalni, żeby naprawili, co się zepsuło. Czekam cierpliwie, podobno nie ma im to zająć wiele. A jak sprzęcior wróci... StarCraft II: Heart of the Swarm. Znów mnie nie będzie jakiś czas, harr-harr.

Dzisiejszy kącik muzyczny sponsoruje obejrzany przedwczoraj Anchorman: The Legend of Ron Burgundy, na temat którego kompletnie nie potrafię się wypowiedzieć, poza tym, że naprawdę fajnie się go oglądało.


Także tego... Mam nadzieję, że chociaż wasze święta były z rozsądnymi ilościami kłótni rodzinnych, niepozbawione jednak ciepła, przyjemnych rozmów, obżarstwa, relaksu i innych pozytywów. Oby nam się!

Do przeczytania. Oby rychlejszego.

2013/01/02

Święta, święta i po nowym roku.

Kolejne 4 powody alienacji! Also, awkward smile.
Długo zastanawiałem się nad świąteczną notą. Tak długo, że jedyną sensowną konkluzją było nie robić żadnej. Ten rok nie sprzyjał u mnie jakkolwiek świątecznemu nastrojowi, pierwszy raz od dwudziestu czterech lat spędzałem te święta sam. Zaraz po tym, jak siedziałem niespełna trzynaście godzin w pracy. Cóż. Wiecie, taki lajf.





Ogólnie moje święta, jak w każdym porządnym polskim domu, składały się z alkoholu, internetu i zrzędzenia. Tyle z tradycji udało mi się uchować. Natomiast choinkę olałem, z wigilijnych potraw miałem pomidorowe nudle z kiełbasą, a gwiazdkom podziękowałem zasłaniając rolety na trzy dni. No, drugiego dnia świąt zostałem przygarnięty na herbatę do Jaśminy. To było całkiem spoko.

Międzyświęcie spędziłem - a jakże! - w pracy. Dla odmiany w sylwestra byłem w pracy. Ale później była całkiem przyjemna impreza, fajnie było zobaczyć ludzi, za którymi się stęskniłem.

O świętach naczytałem się dużo przez te ostatnie dni. Że rodzina okropna, że ktoś pije, że ktoś się kłóci, że ktoś ma fajnie, że ktoś nie, że ktoś śpiewa kolędy, że ktoś wrzeszczy. Tak naprawdę... Nie wiem, cóż. Wiecie co? Każdy ma takie święta, jakie ma. Jakiś czas temu rozmawiałem o tym z Matką. Wierzenia wierzeniami, przyjemność przyjemnością, ale po prostu dobrze zobaczyć się z rodziną. Z przyjaciółmi. Odczułem to zdecydowanie w tym roku, gdzie byłem sam, okazyjnie i w długich biegach towarzystwa dotrzymywał mi Robert na gadu, w biegach krótszych Blejk na skype, czy Skarża na facebooku, za co im dziękuję. Odczucie to, że nieważne gdzie i jak, ważne z kim ugruntowało się w sylwestra, gdzie próbując zdążyć na pokaz fajerwerków nie do końca daliśmy radę i stanęliśmy pokonani przez czas na środku chodnika. I nie sądzę, żeby ktoś żałował. Złożyliśmy sobie życzenia, Vonen wyciągnął z kosmosu żurawinową Finlandię i ciastka i mieliśmy bardzo radosne i miłe pierwsze minuty roku. 

Ludzie są ważni. To, co mogą ci dać, wcale nie robiąc wiele, jest piekielnie niesamowite. Pamiętajcie o tym.

Mamy nowy rok. 2013, jakby ktoś przegapił. To czas na tradycyjne, noworoczne postanowienia. Zastanawiałem się nad nagraniem ich i wrzuceniem na youtube, żeby móc sobie spojrzeć w oczy za rok i skonfrontować to, co się udało z tym, co poległo przez czynniki różne, ale jednak mam wrażenie, że wideo to nie moje medium. Piszę, zatem napiszę sobie postanowienia - życzenia.

Drogi ja. 
Wiem, że jest chujowo i jest chujowo często. Nie może być dobrze cały czas, bo nie byłoby... No, dobrze. Nierealnym jest być ciągle szczęśliwym, dlatego postanawiam sobie, że będę starał się czerpać więcej z małych chwil radości. Są bezcenne i jak bezcenne powinienem je traktować. Gdzieś mi się zaczęło to zatracać, trzeba to odkopać. 
Życzę ci też, żebyś był znów nieco bardziej spontaniczny. Kalkulowanie jest dobre, ocena ryzyka istotna, ale też nie jest niezbędna. Daj się ponieść, bądź znów bardziej abstrakcyjny. Byłeś w tym zajebisty. Postaram się też otworzyć nieco bardziej na ludzi. Nie mówię, że to przyjdzie łatwo. Nie mówię, że to osiągnę w tym roku. Ale osiągnę. Małymi krokami.
Więcej zwiedzaj. Więcej odklejaj się od kompa. Więcej czasu spędzaj nad grami planszowymi, mniej nad komputerowymi. Więcej czasu spędzaj z głową poza pracą. Czerpać więcej z życia, wykorzystywać więcej z tego, co życie oferuje. To pozwoli ci tyle wygrać.
Większego dystansu do ludzi. Wybaczaj. Nie przejmuj się aż tak bardzo. Ludzie są i będą kiepscy w zdecydowanej większości. Nie oczekuj od nich zbyt wiele, z tymi, którzy są nieznośni utrzymuj kontakt nie większy niż niezbędny.
PISAĆ WIĘCEJ. To zajebiście ważne. Nie przestawaj, nie przerywaj. Dostałem tyle ciepłych słów od ludzi, że ciężko nie pisać. Ale ciężko czasami postawić pierwsze zdanie. Pierwsze zdania przychodzą zawsze piekielnie ciężko. Życzę sobie w takim razie dużo więcej pierwszych zdań.
Wygospodaruj czas na czytanie, bardziej regularnie. Ustalaj sobie czas na leżenie z książką przy muzyce. Przecież to kochasz.
Lepszej terminowości. Stawiasz sobie deadline - dotrzymaj go. Cytowanie Douglasa Adamsa jest fajne i w ogóle, ale nie zmienia to faktu, że masz nad sobą pracować, bucu.
Zmień coś w swoim życiu, znów. Wrzuć więcej kolorów. Zadbaj o siebie bardziej. Masz dla kogo walczyć.
Wiem, że się ogarniesz. Potrafisz. Chcesz. Walcz.
Z poważaniem,
Ja.

Ogólnie, kurde. Nie lubię stawiać sobie takich punktowych rzeczy, jak "wyjedź na wakacje", "kup lodówkę", czy inne takie. Nie lubię też, że cel na nowy rok musi koniecznie być zawarty w czasie wykonania w rok. Lubię myśleć o celach, jako o rzeczach bardziej... Długoterminowych. Wiele rzeczy, które widzę w statusach ludzi to bardzo poważne decyzje i nie do końca wierzę w to, że ilość i czas mogą wyjść na zdrowie jakości. Pracujmy nad sobą wszyscy, miśki. To leży w naszym interesie. Tylko naszym.


#YOLO! W tle Magdalena, mistrzyni drugiego planu.



Z rzeczy dodatkowych:
Chciałbym podziękować Poczcie Polskiej za bardzo, bardzo miłe noworoczne combo. Naraz przyniesiono mi drugą część serii The Hitchhiker's Guide to the Galaxy, czyli wspaniałe The Restaurant at the End of the Universe, (które zdobyło mnie pierwszymi dwoma zdaniami, które podejrzałem bezczelnie) dzięki czemu mogę utonąć w lekturze wszystkich pięciu części trylogii Adamsa, bardzo fajny plakat z Doctor Who, który przysłała mi Yui, oraz urodzinowo-świąteczny prezent od Siostry i Szwagra, który widać na zdjęciu po lewej. To był zajebiście miły zestaw po ciężkim dniu.



Dzisiejsza piosenka to utwór, który wkopał mi się ostatnio w głowę i który przerażająco często nucę. To i Bloody Tears z Castlevania II: Simon's Quest. Zabawne, że najbardziej gnojona Castlevania ma jedną z najlepszych piosenek z gier EVER.
O czym to ja... A, no tak. Zespół pierwszy raz usłyszałem oczywiście słuchając niezastąpionego radia EskaROCK i teraz, po zapoznaniu się z paroma ich piosenkami muszę powiedzieć, że są fajni. Można słuchać.


Miłego odsłuchu, spokojnego nowego roku i do wielokrotnego przeczytania. Tego sobie i wam życzę, buźka, do następnego!