2013/04/01

Pisemny detoks oraz pyra za dwanaście tysięcy.

Please stand by!
Cześć.

Dawno się nie odzywałem, ale to dlatego, że... Nie wiem. Dużo się działo w mojej głowie, nadal się dzieje. Nie wiem jak się ustosunkować do wszystkiego, co mnie otacza, mam ze sobą sporo problemów. 

Szanowna firma po raz kolejny zafundowała mi święta w pustym mieszkaniu w Poznaniu. Praca w sobotę, praca dzisiaj. Szlagbyto. Tęsknię za Gliwicami.

Wiecie, chyba potrzebuję urlopu, tak przynajmniej z tydzień. Pojechać do swoich, pójść na piwo, odczepić się od pracy. Na spokojnie, wszystko na spokojnie. 

Recap rzeczy, które się działy od stycznia:

  • Po raz kolejny - i mam nadzieję ostatni w Poznaniu - się przeprowadziliśmy. Wreszcie kawalerka i bez ludzi. O ile cenię sobie współlokatorów, tak na pewnym etapie życia człowiek po prostu musi móc pójść o każdej porze dnia i nocy pójść w samych gaciach do kuchni po herbatę. Taki imperaty, coś. Kawalerka jest spoko, ma wyjebiste, trzymetrowe okna i balkon. Żyć nie umierać.
  • Prawie rzuciłem pracę, ale zostałem powstrzymany przez jednego z przełożonych. Chwała mu za to, czasem dobrze jest mieć po swojej stronie kogoś, kto wie więcej, nawet jeżeli tą wiedzą może się dzielić w bardzo ograniczony sposób. Ogólnie biorąc na klatę kolejną garść obowiązków poprawiłem sobie trochę komfort pracy. To nadal nie jest to, co być powinno, ale hej, póki co działa.
  • Nie było papieża, jest papież. Ten może być całkiem interesujący, życzę mu udanego panowania. Gazety utonęły w fali informacji o tym, że poprzedni był dosyć słaby i ogólnie nie podołał. Moją myślą przewodnią przez ten okres było "ciekawe co by było, jakby ktoś wybudził się z kilkumiesięcznej śpiączki w tym okresie, przeszedł się do sklepu, zobaczył te wszystkie nagłówki o tym, że poprzedni papież był słaby i wkurzał się, bo o martwych mówi się przecież tylko dobrze, a nowego papieża ma się wtedy, jak poprzedni umiera". CÓŻ.
  • Ogólnie życie jakoś jednostajnie się turla i muszę coś z nim zrobić. Bardzo mi czegoś brakuje, nie wiem czego i szukanie jest po prostu męczące.


Z Twilight Sparkle.
Z rzeczy fajniejszych, w Poznaniu pomiędzy 22 a 24 marca odbył się Festiwal Fantastyki Pyrkon 2013. Konwent konwentów Polskich, przyszło dwanaście tysięcy osób (lub też 12 kilonerda) ustanawiając tym samym nowy rekord na terenie kraju. Chylę kapelusza przed całym Klubem Fantastyki Druga Era za sklejenie tego do kupy, chociaż z pewnością łatwo nie mieli. 
Mnie osobiście wejście zajęło bite dwie godziny plus przejście pomiędzy budynkami, ponieważ mej wejściówki nikt nie wprowadził do systemu, a można to było zrobić tylko z drugiej strony terenu targów. Do tego sale prelekcyjne absolutnie nie ogarniały ilości chętnych, a niektórzy uczestnicy byli po prostu chamscy i bezczelni w związku z tym.
Z drugiej jednak strony ilość wydarzeń, stoisk, gier, jakość przelekcji, wszystko to absolutnie rekompensowało niedogodności związane z tłokiem. Działo się tyle rzeczy naraz w tak wielu miejscach naraz, cały generowany szum sprawiał, że człowiek po prostu stojąc i chłonąc był zmęczony. 
I to było absolutnie fantastyczne. Tylu ludzi na jednej przestrzeni, tyle radości, tyle genialnych cosplayów (Najlepsza z Narzeczonych przebrała się z koleżankami za drużynę Sailor Moon. Ona była Sailor Jupiter, moją najulubieńszą z dzieciństwa.), tyle... wszystkiego. Jestem pod ogromnym wrażeniem. To faktycznie była Fantastyczna Przestrzeń i bardzo, bardzo się cieszę, że w końcu udało mi się dotrzeć na ten event. Jeżeli w przyszłym roku uda się ogarnąć lepsze serwery, więcej terminali na karty przy akredytacji i - powiedzmy - jeszcze jeden pawilon, to myślę, że uda się przebić rozmach i zajebistość tegorocznej edycji. Oby do przodu!

Powinienem posprzątać w mieszkaniu. Najlepsza z Narzeczonych wraca jutro z Gdańska. Z drugiej strony nie wiem, czy podołam temu wyzwaniu z moimi aktualnymi zapasami energii, które oscylują gdzieś w pobliżu wartości ujemnych. Chyba czas zapisać się na siłownię, czy coś. Opuszczać norę. Podobno to  "zdrowy wysiłek" i "ludzie, którzy ćwiczą czują się jeszcze lepiej". Well, w odległości 10 minut piechotą mam siłownię, którą dzięki pracy mam za darmo, warto spróbować. Tylko trzeba trampki kupić jakieś.

Wszystko przed nami, prawda?

Przy okazji dzisiejszego dnia - mamy jedno z najbardziej irytujących "świąt" w kalendarzu. Każdy próbuje być TAK ZAJEBIŚCIE DOWCIPNY. Oto mój apel:

Przestańcie. I tak wam się nie uda.

Dziękuję. Jedyne rzeczy na które warto czekać w okolicach pierwszego kwietnia to dowcipy od Google, czyli w tym roku pirackie mapy na Google Maps, Zamknięcie YouTube z dziesięcioletnim wybieraniem najlepszego filmiku na świecie i Google Nose Beta. Sprawdźcie sobie to wszystko, bo udane.

Zacząłem mieć mocną zajawkę na serię Kingdom Hearts. Dawno temu przeszedłem część Chain of Memories, niedawno mnie naszło na zrobienie na NDS Kingdom Hearts: 358/2 Days, teraz tłukę Kingdom Hearts Re:Coded. Będzie trzeba przytargać PS2 z Gliwic, skołować pada i grać w jedynkę i dwójkę. Ja wiem, że nie gram chronologicznie, przykro mi. Żal tylko, że nie będę miał jak zagrać w części wypuszczone na PSP i 3DS. Ale cóż, grać w to, co jest. 

Oddałem też mojego lapka do ubezpieczalni, żeby naprawili, co się zepsuło. Czekam cierpliwie, podobno nie ma im to zająć wiele. A jak sprzęcior wróci... StarCraft II: Heart of the Swarm. Znów mnie nie będzie jakiś czas, harr-harr.

Dzisiejszy kącik muzyczny sponsoruje obejrzany przedwczoraj Anchorman: The Legend of Ron Burgundy, na temat którego kompletnie nie potrafię się wypowiedzieć, poza tym, że naprawdę fajnie się go oglądało.


Także tego... Mam nadzieję, że chociaż wasze święta były z rozsądnymi ilościami kłótni rodzinnych, niepozbawione jednak ciepła, przyjemnych rozmów, obżarstwa, relaksu i innych pozytywów. Oby nam się!

Do przeczytania. Oby rychlejszego.