2011/05/18

Pietruszka.

Jest godzina druga, w dłoni powoli tli mi się papieros, w uszach rozbrzmiewa leniwie Placebo a do mnie dociera, że od dobrych dwudziestu dni nic tu nie pisałem.

Postanowiłem pokonać powoli łapiącą mnie za umysł senność i coś jednak wystukać. Bo działo się trochę.

Pozwolę sobie pominąć krycie się po kątach różnych miejsc z różnymi alkoholami i przejść do rzeczy, które nie są tak bardzo oczywiste.

Oficjalnie łapię się za jaja i biorę za siebie. Tak bardzo, że aż boldem. Moje życie nagle nabrało dosyć dużego tempa, które mam nadzieję jakoś unormować do prędkości rozsądnej. Wiem, że takich deklaracji było wiele, ale ta jest naprawdę konkretna. Dlaczego? Bo ktoś mi udowodnił, że warto jak jasna cholera.

Tak, jak zazwyczaj ludzie mi się pakowali w życie z butami albo to życie prostując, albo w nim bardziej mieszając tak tym razem mi przypadł ten intrygujący przywilej i wpieprzyłem się w życie T.

Nie wiem, czy wpieprzyłem to adekwatne słowo, ale postawiłem sobie za jeden z celów używać mniej wulgaryzmów. A przynajmniej chociaż ładniejszych słów.

Zatem wpieprzyłem się w życie T. robiąc, mam wrażenie, mały bałagan. Teraz trzeba poczekać, aż wszystko się lekko opanuje, ale też nie czekać biernie, tylko podjąć działania. W obręb działań zalicza się na przykład intensywne, faktycznie ostre poszukiwanie pracy, przeprowadzka, powrót do szkoły i zaplanowanie sobie zdania prawa jazdy. Przy okazji wygrzebanie się z paru rzeczy, które mnie ostro gniotły i pokazanie im solidnego, długiego, środkowego palca, po czym ustawienia ich na właściwym miejscu.

Co się stanie, jak kurz opadnie, rzeczy powrócą na wskazane miejsce i będzie można usiąść wygodnie?

Znów będę panem swojego życia. Albo wreszcie będę panem swojego życia.

Wiem w tej chwili jedno na pewno - dawno nie miałem takiej woli do walki i takiego ognia w sobie. Wraca nikisaku z jajami. Time to kick some asses.

On the other hand, spędziłem cztery naprawdę przyjemne dni w Poznaniu. Czułem się fantastycznie spokojny cały ten czas. Odkryłem magię pietruszki, kucyków pony, anime FLCL, kalamburów w knajpie i przypomniałem sobie jak fantastycznie jest budzić się obok kogoś, kto potrafi sprawić, że serce przyspiesza.

Zbieram w sobie tyle siły, że nawet jak coś zacznie się sypać albo nawet jeżeli wszystko mi się zawali do zera to i tak będę dużo silniejszy. Skąd wiem? Bo już jestem. Bite my shiny, metal ass.

Z innych wiadomości - popołudniu położę ręce na Xperii X8, wreszcie telefon z Androidem. Ta technologia za mną chodzi od dawna i wreszcie będę mógł się nią bawić długofalowo. Co lepsze, jeżeli będzie naprawdę fajnie to zasilę grono redakcji wortalu GoGamers. Czytajcie tam moje teksty, pierwszy - mam nadzieję - za niedługo będzie dostępny.

Podsumowując - jest dobrze, będzie lepiej. Oby do góry, oby do przodu. Wszystko powoli wraca na dobre tory z cichymi kliknięciami wszechświata oznaczającymi, że tak ma być. I doskonale.

Papieros dogasł, piosenka się zmieniła, wróżka w telewizji doradza zagubionym ludziom, stukot klawiatury robi się coraz bardziej nierówny. Czas spać, jak sądzę. Do następnego.